Poniedziałek. Mamy pięć dni do następnego przesłuchania Nathan'a. Wczoraj wspominał, że ma ochote na kilkudniową wycieczkę, by się odstresować przed wielkim wyzwaniem jakie czeka go w piątek. Powiedział, że się wszystkim zajmie i da mi znać co, jak, gdzie i kiedy. Szczerze. ciekawi mnie, co ten głupek jest w stanie wymyślić.
Wstałam z łóżka, było jeszcze wcześnie, więc postanowiłam, że nie będę budzić Emily, która jak widać, jeszcze smacznie spała. Udałam się do łazienki, gdzie musiałam wykonać poranną toaletę. Rodzice Em również jeszcze spali, więc musiałam zachowywać się cicho, by nikogo nie obudzić. Po wyjściu z toalety, pokierowałam się do kuchni, zrobiłam sobie gorącą czekoladę, gdyż kawy nienawidzę i wygodnie usiadłam sobie na fotelu przy oknie, by podziwiać wschodzące
słońce. Taki piękny widok, a tak rzadko udawało mi się go zobaczyć. Praktycznie nigdy nie wstawałam tak wcześnie, nawet do szkoły. Dzisiaj jakoś obudziłam się wyspana, bez większej potrzeby na przedłużanie czasy snu.
'Skoro jest jeszcze rano i wszyscy śpią, to mogę iść pobiegać.' pomyślałam i poszłam na górę przebrać się w dresy. Dawno tego nie robiłam, więc pewnie co chwila będę musiała się zatrzymywać. Kiedyś robiłam to codziennie, ale po przyjeździe do Polski, jakoś nie miałam gdzie. Mieszkam w samym centrum Warszawy, więc między blokami raczej trudno byłoby znaleźć dobrą trasę do biegania. Co innego tutaj, na obrzeżach północnego Londynu, gdzie szlaków i ścieżek jest pełno. Ba! Nawet po chodniku można, bo przecież i tak nikt nie zwraca na to uwagi, a samochody rzadko jeżdżą. Tak więc, zawiązałam buty, założyłam bluzę, wyszłam z domu i skierowałam się w stronę stadionu Emirates, gdzie uwielbiałam robić sobie rozgrzewkę. Od razu uderzył we mnie przyjemny podmuch świeżego powietrza. Biegłam wzdłuż Ashburton Grove i podziwiałam piękny stadion Arsenalu, na którym ostatni raz byłam zaraz po jego otwarciu w 2006 roku.
Po godzinie wróciłam do domu cała zdyszana i mokra. O tak, poranny jogging to jest to czego od dawna mi brakowało. Gdy weszłam do środka, Emily siedziała w salonie i rozmawiała przez telefon. Czułam, że przez te ostatnie dni oddalamy się od siebie. To chyba nie jest już to samo, co było kilka lat temu. Usiadłam obok niej na kanapie. Blondynka od razu się na mnie spojrzała. "Ok, skarbie muszę kończyć. Widzimy się o piętnastej. Buziaki." powiedziała do słuchawki i odłożyła telefon.
- Skarbie ? - Zapytałam ze zdziwieniem, gdyż nie przypominałam sobie, żeby to moja przyjaciółka miała faceta.
- Tak, spotykam się z kimś... - Delikatnie sie uśmiechnęła. - Przepraszam, że Ci nie mówiłam, to nie było nic pewnego i nie chciałam po prostu zapeszać.
- Rozumiem, kochana. Strasznie się cieszę, serio. Jak ma na imię ? - Objęłam ramieniem dziewczynę i się szczerze uśmiechnęłam.
- Josh, ale weź Ty coś ze sobą zrobisz, strasznie śmierdzisz ! - Zaśmieła się.
- Ciakwe czy Ty byś pachniała, jakbyś wróciła po godzinie biegania przy dwudziestu stopniach !
- Dobra, dobra. Idź się umyj.
- Miałam taki zamiar. - Z miną obrażonego dziecka, udałam się pod prysznic.
Po kąpieli zeszłam na śniadanie. Mama Em - Pani Moore robiła wyśmienite sałatki owocowe, co idealnie się nadawało dzisiaj na posiłek, gdyż nie chciałam z powrotem odzyskać utraconych kalorii. Nie to, żebym była na jakiejś diecie, czy coś, ale czym byłby wtedy mój wysiłek, jakbym teraz zjadła np. zapiekankę ? Wszystko poszłoby na marne, a tak przynajmniej zdrowo zaczynam tydzień.
Ok jedenastej zadzwonił do mnie Nath z wiadomościami o tej wycieczce. Powiedział, że już wszystko załatwił i o czternastej będzie już na mnie czekał. Nie chciał mi powiedzieć dokąd dokładnie jedziemy, ale zapewniał, że będzie to niesamowita przygoda, do poznania czegoś nowego. Dodał też, żebym zabrała ze sobą paszport, co oznacza, że nasza wycieczka przekroczy granice Anglii. Trochę mnie to zdziwiło, bo nie znałam go od tej strony. Sądziłam, że podróże i poznawanie nowych rzeczy nie ma dla niego większego znaczenia, bynajmniej nigdy o tym nie wspominał.
W takim razie nie pozostało mi nic innego, jak pójść do pokoju i zacząć się pakować.
Po niedługim czasie udało mi się spakować wszystko, czego potrzebowałam, choć tak naprawdę to nie wiedziałam, co może być mi potrzebne. Zeszłam na dół i opowiedziałam o wszystkim przyjaciółce. Szkoda mi było, że znów ją zostawiam. Zaproponowałam, więc by pojechała z nami. Ona natomiast odmówiła, argumentują, iż to wycieczka moja i Nathan'a i nie powinna nam przeszkadzać. Poszłyśmy razem na ogród, gdzie rozłożyłyśmy leżaki i położyłyśmy się obok siebie, korzystając ze słońca, które można tu zobaczyć bardzo rzadko. Trzeba korzystać z chwil, które daje nam natura, a na wykorzystanie słońca najlepsze jest opalanie. Zaczęłam wypytać blondynkę o jej nowego faceta, co nie powiem, bardzo mnie ciekawiło. Dowiedziałam się, że nie jest brytyjczykiem, tylko australijczykiem, który przeprowadził się do Londynu na studia. Jest dwa lata starszy od Em, czyli ma 20 kat. Poznali się na jednej z ostatnich imprez, w klubie. Rozmawiałyśmy tak, aż do przyjazdu mojego chłopaka. Szczerze, brakowało mi tych naszych rozmów.
Myślę, że więź jaka nas łączyła, nadal jest gdzieś tam między nami.
Kilka minut przed cztarnastą Nathan pojawił się przed domem, informując mnie o tym sms'em. Jakby nie mógł jak normalny człowiek, zapukać i wejść do środka. A no tak, zapomniałam - on nie jest normalny.
Gdy wyszłam przed dom, moje zdziwienie wzrosło jeszcze bardziej. Nie przyjechał swoim samochodem, a taksówką!
- Witaj, słoneczko. - Powitał mnie namiętanym całusem. - Gotowa na podróż życia ?
- Oczywiście ! Z Tobą zawsze i wszędzie. - Zaśmiałam się, a Nathy wsadził moją skromną walizkę do bagażnika.
- Powiesz mi gdzie jedziemy ? - Zapytałam, wsiadając do taksówki.
- Na lotnisko, kochanie. - Usiadł obok mnie i złapał mnie za dłoń.
- Na lotnisko ? Co Ty kombinujesz ?
- Zobaczysz. - Delikatnie pocałował mnie w policzek.
Dwadzieścia minut później byliśmy już na miejscu. Chłopak wyjął nasze bagaże i zapłącił panu, który nas przywiózł. Złapał mnie za rękę i pokierował w stronę odpowiedniej bramki.
- Cork ? - Zapytałam ze zdziwieniem. - Lecimy do Irlandii ? Żartujesz ?
- Pamiętasz jak byliśmy dziećmi i powiedziałaś, że kiedyś chcesz polecieć do Irlandii, by znaleźć garnek złota na końcu tęczy ?
- Pamiętam....
- Więc postanowiłem, chcę spełnić Twoje marzenie z dzieciństwa i zabrać Cię na "Zieloną Wyspę".
- Wiesz, że miałam wtedy z pięć lat ?
- Wiem, ale nadal to pamiętam.
- A wiesz, że Cię kocham najmocniej na świecie ?
- Wiem, skarbie. Ja Ciebie też kocham i dlatego dzisiaj lecimy do Cork. - Objął mnie ramieniem, przysunął do siebie i przytulił tak, jakby nic na świecie się dla niego nie liczyło.
- A czemu akurat tam ? - Pochłaniałam zapach jego bluzy, która była spryskana wspaniałymi, męskimi perfumami.
- Bo to najbliższe lotnisko, przy miejscowości do której Cię zabieram. - Ucałował mnie w czoło, podchodząc do bramki.
Nie spodziewałam się, że ten głupek przypomni sobie coś co było ponad dziesięć lat temu! Fakt, zawsze chciałam zwiedzić ten kraj, wiele moich znajomych go zachwalało. W dodatku jak byłam mała to moim ulubionym motywem był skrzat z garnkiem złotych monet, na końcu tęczy, podskakujący w rytm irlandzkich dźwięków. Nie sądziłam, że kiedykolwiek tam pojadę. Poza tym strasznie ciekawi mnie miasto, do którego mamy pojechać. Lot będzie trwał około czterdzieści minut, więc nawet się nie zdrzemnę, ale może to i lepiej. Kto by się spodziewał, że rano pójdę sobie pobiegać, a po południu będę w samolocie do Irlandii ! Istny obłęd. Ale to wszystko dzięki niemu. Moje życie zaczęło kwitnąć i stało się o wiele żywsze, niż wcześniej. To ciekawe, że dzięki jednej osobie wszystko może się zmienić. Byłam wdzięczna losowi, że połączył mnie i Nath'a.
Po ponad godzinie czasu byliśmy już na pokładzie samolotu. Szczerze przyznam, że boję się latać. Chociaż w sumie, może nie latać, a startować i lądować. Tak, to zdecydowanie dwie najgorsze rzeczy na świecie.
Podczas startu, btunet trzymał mnie za rękę, by dodać mi otuchy. Wspierał mnie nawet w błahych sytuacjach. No czy to nie jest ideał ?
Ogólnie lot minął szybko, w końcu z Londynu do Cork tak daleko wcale nie jest. Gdy odebraliśmy bagaże, skierowaliśmy się ku wyjściu, by zamówić taksówkę, ale wcześniej musieliśmy jeszcze skoczyć do bankomatu wymienić funty na euro.
- Tak w ogóle, to skąd masz tyle kasy ?
- Odkąd wtedy powiedziałaś, że chcesz polecieć do Irlandii, postawiłem sobie cel, że uzbieram pieniądze i kiedyś Cię tam zabiorę. Odkąd wyjechałaś, kompletnie o tym zapomniałem. Jak ostatnio matka sprzątała mi pokój to znalazła stare pudełko pod moim łóżkiem. Wtedy przypomniałem sobie, że przecież tam jest kupa kasy. - Wyjaśnił.
Gdy wsiedliśmy do taksówki Nath poprosił, by zawieziono nas do Cobh - miasta, skąd po raz ostatni odpłynął titanic...
*********************************
A więc, witam was po dłuższej przerwie ! ;)
Rozdział ten, jest chyba najdłuższym w moim życiu jaki napisałam.
DEDYKUJĘ GO DOMINICE, BO TO DZIĘKI NIEJ DODAJE NOWE ROZDZIAŁY. <3
Po ponad dwóch tygodniach bez Ciebie się trochę stęskniłam, wiesz ? xx
Zapraszam na www.chasing-the-sun.mylog.pl
Mam nadzieję, że się wam podoba. ;)
Buziaki xxx
Co za pocieszna mordka ! ♥